Lidia Wollman: Kolejny raz reformujemy szkoły i znowu nie są to reformy rzeczywiście szkołom potrzebne. Każdy minister próbuje coś pozmieniać, by pozostawić swój ślad działań niestety pozornych, zamiast wspierać szkoły w tym, czego naprawdę potrzebują, a potrzebują doskonałej kadry dobrze opłacanej, z dużym marginesem wolności, bo tylko wtedy jest miejsce dla kreatywności.
W naszym kraju funkcjonuje obecnie, według danych pochodzących z systemu POL-on, 429 uczelni wyższych. Wciąż powstają nowe. W Chinach istnieje 100 szkół wyższych, w tym 29 uniwersytetów na 1,3 mld ludności. Do 2030 roku z Chin i Indii będzie pochodzić 60% wszystkich absolwentów kierunków technicznych (licząc kraje rozwinięte), podczas gdy z USA 8%, a z Europy Zachodniej zaledwie 4%.
W Polsce problemów z naborem kandydatów na studia nie mają uczelnie prowadzące pedagogikę, a zwłaszcza edukację wczesnoszkolną. Pewnie dlatego każda niemal uczelnia w Polsce, a zwłaszcza uczelnia niepubliczna, prywatna, ma w swej ofercie pedagogikę, a tym edukację wczesnoszkolną. W 2016 roku przyjęto 12655 studentów na studiach stacjonarnych z pedagogiki w uczelniach publicznych, a co najmniej drugie tyle na niestacjonarnych, także na uczelniach prywatnych. Podobnie jest każdego roku. „Produkujemy” mnóstwo nowych nauczycieli, czy potrzebnie?
Dwa lata temu zrównała się ilość miejsc na wszystkich uczelniach z liczbą absolwentów szkół średnich, przy czym wiadomym jest, że nie każdy chce studiować. Zatem uczelnie muszą walczyć o studentów by zapewnić sobie byt. Przyjmują więc każdą chętną osobę, zwłaszcza na studia niestacjonarne, bez względu na oceny uzyskane na maturze. Jeśli już kandydat zostanie przyjęty, bardzo trudno jest mu nie skończyć studiów, bywa, że nawet z dobrym wynikiem, niekoniecznie adekwatnym do posiadanych kwalifikacji. Takie osoby biorą się potem za edukację małego dziecka, które zasługuje na dobre podstawy, które powinno mieć doskonałego nauczyciela, bo to on tworzy fundament pod przyszłą edukację.
Jakość studiów również pozostawia wiele do życzenia. Programy studiów nie odpowiadają rzeczywistym potrzebom dzisiejszej edukacji. Na uczelniach w związku z różnymi reformami ( a głównie chodzi o pieniądze i oszczędności) zmniejszyła się znacz. nie liczba godzin dydaktycznych przeznaczonych na kształcenie specjalnościowe: metodykę, pedagogikę i psychologię. W dodatku często przedmiotów tych uczą nauczyciele, którzy nigdy nie pracowali w szkole czy przedszkolu. Brak szkół i przedszkoli ćwiczeń, w których można było odbywać praktyki pod okiem nauczycieli akademickich powoduje, że o dobrym przygotowaniu kandydatów na nauczycieli możemy tylko pomarzyć.
Osoby bez wystarczającej wiedzy, nieumiejące zamknąć myśli w obrębie zdania i pisać poprawnie ortograficznie, osoby bezrefleksyjne, bez własnego zdania, nieczytające, bez specjalnych zainteresowań zbyt często stają się dzisiaj nauczycielami małego dziecka. Nie umniejszam zdolnym studentom i tym naprawdę oddanym dzieciom, z pasją i wiedzą, z doskonałymi umiejętnościami, ale takich jest niestety coraz mniej. Dzieci w młodszym wieku szkolnym traktują nauczyciela jako niezaprzeczalny autorytet, naśladują jego zachowania, ślepo wierzą we wszystkie jego słowa. Dlatego nauczycielem małego dziecka powinna być wyjątkowa osoba, doskonale przygotowana do pracy, z charyzmą, oddana dzieciom, mądra i refleksyjna. Polskie uczelnie powinny zmienić programy kształcenia nauczycieli zgodnie z najnowszymi trendami na świecie. Dzisiejszy człowiek musi mieć przestrzeń do własnego rozwoju, nie można uczyć wszystkich w tym samym czasie i według tego samego programu. Aby zrewolucjonizować polską szkołę trzeba najpierw przygotować nauczycieli. A do tego potrzeba kilku dobrych uczelni z wysokimi wymaganiami i selekcją kandydatów na studia wg przyjętych kryteriów (osobowość, zainteresowania, postawa prospołeczna, wiedza, inteligencja w tym emocjonalna, doświadczenia w innowacyjnej pracy z dziećmi itd.). Należy też wykorzystać system awansu zawodowego do tego, by dokonywać bieżącej selekcji nauczycieli już pracujących w szkołach, robiąc miejsce dla młodych czy bardziej twórczych. Ale do tego potrzeba nam świadomych problemu dyrektorów, zatem i oni powinni przejść przez swoiste „sito”. Mamy wiele przykładów szkół (Budzące się Szkoły, szkoły demokratyczne, szkoły z jakimś pomysłem itd.), w których dyrektorzy tak potrafią promować zmianę na rzecz dzieci, że nauczycielom wyrastają skrzydła i cieszą się z lepszej jakości swojej pracy, z korzyścią dla dzieci rzecz jasna. Potrzeba nam zatem prawdziwych liderów edukacji na rzecz zmian. Takimi są Obywatele dla Edukacji i szereg innych ugrupowań ludzi zaniepokojonych polską szkołą i nierozsądnymi w niej zmianami.
Trzeba jednak zacząć już dziś, bo takie zmiany wymagają wielu lat pracy, zmian w świadomości ludzi, do czego nam dziś potrzebna jest szkoła, jakich ludzi chcemy w niej kształcić i po co? Przyszłości nie da się do końca przewidzieć, ale ponieważ żyjemy w świecie gwałtownych zmian musimy nauczyć się jak za nimi nadążać, ale i jak je promować dla dobra wszystkich ludzi i świata.