Siedem grzechów „reformy”, których dzieci, uczniowie i rodzice nie zapomną

Im bliżej demontażu polskiej oświaty, tym więcej faktów zaczyna zbiegać się w logiczną całość, pokazującą niestety zamiary dalekie od hasła „dobra szkoła”, „dobro dziecka”, czy „reforma”.1) Brak uzasadnienia merytorycznego zmian
Na ostatniej prostej, przed drugim czytaniem ustawy, po pracy nad nią w komisjach do późna w nocy, po przyjęciu jednej poprawki i odrzuceniu wniosku o wysłuchanie publiczne, uzasadnienie merytoryczne reformy zostało publicznie powtórzone przez ministra Macieja Kopcia. Powtórzone, bo podobny głos o celu reformy, jak ten przytoczony poniżej, pojawiał się już wypowiadany przez ministra wcześniej. „Tryb i tempo wprowadzanej reformy są wynikiem decyzji politycznej oraz uzależnione są od kalendarza wyborczego i nie ma już żadnej możliwości zmian lub przesunięcia terminu wejścia ustawy wżycie.” Okoliczność przekazania tego uzasadnienia przedstawicielom ruchów rodzicielskich ma dramatyzm godny dzieł antycznych – tego samego dnia odbywa się prezentacja wyników PISA, na której dowiadujemy się, że Polscy uczniowie są w europejskiej czołówce. Ale „wiecie, rozumiecie” z argumentem politycznym żadna merytoryka nie wygrała i nie wygra. Ciekawe z resztą, że kiedy minister Zalewska pytana coraz intensywniej o argumenty na rzecz zmian, dociskana w sprawie nieszczęsnych badań znika, z pomocą w walce z polską szkołą przychodzi szef jej gabinetu politycznego i bez jakiegokolwiek mijania się z prawdą, rzeczywisty cel reformy wyjawia. Dobrze, że przynajmniej na końcu tej batalii, której po całym roku zmagań z reformą nie nazwiemy nawet namiastką dyskusji, dowiadujemy się, że celu merytorycznego nie ma żadnego. Przynajmniej otwarte karty, szkoda, że tak późno.

2) Brak podstaw programowych
Od jakiegoś czasu odeszłam od nazywania procesu dziejącego się w oświacie reformą, ta bowiem zakłada jakąś zmianę, opartą na analizie sytuacji zastanej, zawiera propozycje i spodziewane rezultaty. Każdego z tych elementów w dekonstrukcji systemu edukacji niestety brak. Najwyraźniejszym tego dowodem jest faktyczny brak podstaw programowych dla szkół. 30 listopada otrzymaliśmy jedynie szkice, które trafiły do ekspresowych prekonsultacji, w wyniku których pod koniec lutego zostaną nam zaprezentowane formalnie jako propozycje rozporządzeń do ustawy. Wydawcy piszą podręczniki na szkicach, los roczników przejściowych w ogóle nie został zaplanowany, podstaw dla szkół zawodowych nie ma.
Reforma zaczyna się od podstaw programowych, my dostaliśmy dokumenty niespójne, z błędami, z anachroniczną listą lektur, przywołujące czytającym je nauczycielom wspomnienia szkoły z PRL. Ja z takich postaw uczyłam się na początku lat 90tych.
U redaktora Macieja Pospieszalskiego zadałam ministrowi Kopciowi pytanie wprost, czy należy dekonstruować ststem, czy aby uczyć historii i zlikwidować egzaminy – bo na to wskazywał w swoich wypowiedziach – nie był mi w stanie odpowiedzieć. Ale wróćmy do grzechu 1.

3) Fasadowe i nieudolne konsultacje
Ten serial kręcimy od roku, napisałam już o tym wszystko, więc szanując inteligencję osób, które czytają nasze sprawozdania i materiały, daruję sobie powtórki (do zobaczenia na naszej stronie http://www.przestrzendlaedukacji.org). Dla utrwalenia, podam jedynie z jakimi typami konsultacji mieliśmy do czynienia. Zmiany w oświacie konsultowano z użyciem zasad takich jak: „zanegowanie potrzeby” („sześciolatki” i poselski „projekt w istocie obywatelski”) „pozorowanie” („szerokie debaty” na których nie wiemy co ustalono) i „nieudolność” (brak pogłębionych konsultacji z aferą konkursową w tle). Do tego mamy gratis – konsultacje na „stopę w drzwiach” (ustawa przed pierwszym czytaniem w Sejmie a MEN rozsyła do szkół maile i materiały o zreformowanej szkole) oraz „konsultacje na deser” – pogłębione konsultacje za 2,3 miliona złotych, po zakończeniu dekonstrukcji systemu polskiego szkolnictwa.

4) Nierówny dostęp do edukacji
Rzecznik Praw Dziecka zwrócił się do minister Zalewskiej z informacją, że jego zdaniem zmiany w oświacie stanowią naruszenie art 70 Konstytucji o równym dostępie do nauki. Nie tylko Rzecznik martwi się o los dzieci z „podwójnego rocznika”, zwracają na to uwagę samorządy, nauczyciele. ZNP, rodzice, badacze, dziennikarze. Jedyna odpowiedź, jaką otrzymujemy od minister Zalewskiej w tej kwestii to „dzieci tego nie zauważą”.

5) Ignorancja
Chłopiec do bicia MEN – badania PISA, „która są testami” a z testami mają tyle wspólnego, że do tej pory były w części drukowane na papierze, już nie są i to może tłumaczyć nieznaczną zmianę wyników, ale nie tylko w grupie naszych ucznióe. Polscy uczniowie mają w tym badaniu lepszą średnią niż średnia krajów OECD, Polska pokazywana jest nadal jako przykład tego, jak skuteczne i celne mogą być zmiany w edukacji. W Unii Europejskiej tylko 5 krajów w zakresie matematyki ma wyniki lepsze niż Polska. Żadne z danych z badań nie pokazują, że system trzeba tak gruntowanie przebudowywać. 1/3 uczniów z trudnych środowisk jest w grupie najlepszych uczniów – zatem – zaczyna działać wyrównywanie szans edukacyjnych, właśnie na poziomie gimnazjum. Także 9 lat wykształcenia ogólnego ma na to wpływ. Ponieważ MEN nie ma żadnych symulacji jak dekonstrukcja systemu wpłynie na los naszych uczniów, to przyjdzie się nam tego dowiedzieć w dzięki metodzie „rozpoznania bojem”. Szkoda tylko, że w tym boju mamy za zakładników nasze dzieci.

6) Brak zgody na reformę
Nie jesteśmy w stanie wskazać ani jednego środowiska, które popiera reformę, ale w związku z grzechem nr 1, nie ma to żadnego znaczenia. Rektorzy – jasne stanowisko – likwidacja gimnazjów nie wpłynie na poprawę przygotowania kandydatów na studia. Klub Jagielloński – zwiększenie odsetka uczniów liceum 23% w 1990 do 45% w 2010 musiało doprowadzić do obniżenia poziomu licealistów. Oświatowa Solidarność – przewidziane rozwiązania nie pozwolą na wprowadzenie zaplanowanej reformy od dnia 1 września w sposób należycie przygotowany i uporządkowany.
Fundacja Rzecznik Praw Rodzica – tempo wprowadzania zmian odbije się na jakości pracy z najmłodszymi dziećmi. Do projektu zgłoszono 90 opinii i 2400 komentarzy od obywateli. Zwłaszcza ta ostania liczba robi wrażenie – mało jest projektów, które w drodze publicznych konsultacji omawiane są tak chętnie. Szkoda, że nie znamy treści komentarzy, nadal nie są widoczne na stronie Rządowego Centrum Legislacji

7) Ignorancja wobec rodziców
Zarzut chyba najdotkliwszy, bo dokładnie to samo zarzucano poprzedniej ekipie w MEN. „Nieuszanowanie głosu rodziców” było także argumentem pierwszej zmiany minister Zalewskiej – cofnięcia sześciolatków do przedszkoli. Dlaczego teraz minister Zalewska nie słucha rodziców? Czemu w grudniu 2015 roku „rodzice mają wybór” było dla niej czymś tak istotnym, że projekt ustawy błyskawicznie przepchnięto przez Sejm, Senat i podpis Prezydenta przy jednoczesnej odmowie konsultacji publicznych? Czy wybór rodzica sześciolatka jest ważniejszy od wyboru rodzica trzylatka i gimnazjalisty? „Rodzice przeciwko reformie edukacji”, „Inicjatywa Rodziców Zatrzymać Edukoszmar” „Stop Kumulacji Roczników” – to tylko niektóre nazwy dla „społecznej zgody”. Minister Zalewska, krytykując swoje poprzedniczki, do czego ma pełne prawo, powinna dobrze odrobić lekcję minister Kluzik – Rostkowskiej i minister Szumilas. Rodzice zarzucali im ignorancję i nieposzanowanie swojego głosu, nie zapomnieli swojego żalu, frustracji, złości. Bo prawda jest taka, że rodzice nie zapominają, ale tego pani minister nie wie, nie pamięta lub nie chce wiedzieć.

Iga Kazimierczyk