Tak uważa pani Małgorzata Żuber-Zielicz. Przedstawia swoje argumenty. My – wierni naszemu motto, że „trzeba rozmawiać” – zapraszamy do debaty.
Pojawiły się już pierwsze głosy krytyki dla naszej propozycji #ZadaNIEdomowe. Bardzo za nie dziękujemy, bo bez rozmowy nie ma nie tylko lepszej szkoły, ale i sensownej nauki (i sensownych prac domowych).
Pani Małgorzata Żuber-Zielicz, przewodnicząca Komisji Edukacji Rady Warszawy 2006-2018 na portalu warszawa.pl zgłosiła kilka ważnych wątpliwości dotyczących naszego pomysłu.
Obawia się, że prowadzimy jakąś nową „kampanię antyszczepionkową”, której istotą jest kwestionowanie istniejących sprawdzonych rozwiązań bez świadomości, jak groźne mogą być konsekwencje takiej akcji.
Chcemy ten głos potraktować poważnie. Odpowiadamy więc tak, jak naszym zdaniem powinno to wyglądać w czasie debaty w szkole.
Małgorzata Żuber-Zielicz pisze: „grupki rodziców (bądź pozasystemowi edukatorzy) propagują m. in. różne kruczki prawne i oświadczenia, zgodnie z którymi nauczyciel czy szkoła nie mają prawa prac domowych zadawać lub egzekwować. W kampanię włączył się też […] Rzecznik Praw Obywatelskich”…
Nasza odpowiedź: Nieprawda. RPO NIE włączył się w akcję zachęcającą kogokolwiek do kontestowania prac domowych lub szukania prawnych umocowań do ich zdelegalizowania. Nie taki jest cel akcji – nie rozmawiajmy o czymś, czego nie ma.
Następnie pada oskarżenie o „rozbudzanie w uczniach i ich rodzicach poczucia ich bezsensu oraz nastroju buntu i bojkotu wobec nich w takiej czy innej formie”…
Nasza odpowiedź: W ulotce nie ma o tym słowa. Zachęcenie do tego, by coś zrobić lepiej i z sensem to nie jest wezwanie do buntu. Czekamy na wskazanie, w którym miejscy tekst ulotki „rozbudza poczucie bezsensu” prac domowych, tudzież nastrój „buntu i bojkotu”. Rzucając takie oskarżenia, warto postarać się je udowodnić…
„Prace domowe zajmują otóż, podobno, tłumom uczniów tak wiele czasu, że już na nic innego go nie starcza”
Nasza odpowiedź: Poczuliśmy się jak w złej szkole. Kpiący ton autorki i słówko „podobno” (oraz następująca dalej autobiograficzna anegdotka) przekładają się na stwierdzenie: kłamiecie. Ale tak nie powinna wyglądać szkoła ani rozmowa o niej.
Nasza akcja jest o tym: zanim ocenisz, posłuchaj. Dowiedz się, sprawdź.
Szkoda, że krytykującej zabrakło odwagi, by napisać wprost, że nie zadała sobie nawet trudu, by zapoznać się z cytowanymi badaniami, choćby Instytutu Badań Edukacyjnych i PISA, potwierdzającymi nie tylko duże obciążenie polskich uczniów pracami domowymi, ale i wątpliwą korelację tego obciążenia z sukcesami edukacyjnymi. Czy dlatego rzuca się nam epitet „antyszczepionkowców”, że właśnie czytamy badania?
„W takiej matematyce na przykład kończyłam swoją edukację licealną w klasie mat-fiz w powiatowym miasteczku na całkach, równaniach różniczkowych i liczbach zespolonych – tych zagadnień już się dziś nie da znaleźć w polskiej szkole nawet ze świecą”
W szkole nie ma dziś wielu rzeczy. Nie uczymy się deklamować Iliady w oryginale, nie czytamy Tomasza z Akwinu po łacinie, nie uczymy się kaligrafii, edukacja obowiązkowa nie obejmuje gry na fortepianie. Recytacja „Menin aeide thea…” nie zastąpi umiejętności wnikliwego wyszukiwania w przy pomocy Google’a, oceny źródeł informacji, rozwiązywania wspólnie złożonych problemów, odpowiadania na pytania, na które nikt, nawet nauczyciel, nie zna odpowiedzi, programowania, rozumienia zmian klimatycznych, praktycznej wiedzy prawnej… Umiejętność napisania rozprawki na sześć stron papieru podaniowego nie wystarczy, kiedy trzeba nie tylko zrozumieć złożone problemy naukowe czy społeczne, ale i projektować ich rozwiązania. A przywoływanie rozbudowanych treści z programów sprzed lat i twierdzenie, że obecne są zbyt ubogie, i to na podstawie jednego tylko przedmiotu – jest zabiegiem równie śmiałym, co nieuprawnionym.
„Cała ta akcja, podjęta bez rozpoznania realnych przyczyn stojących za pojawieniem się problemu prac domowych mija się więc z celem”
Tu pełna zgoda – ale my akurat to zrobiliśmy. Zrobiliśmy wszystko to, co proponujemy w ulotce: zebraliśmy się, zaprosiliśmy do rozmowy zainteresowanych (uczniów, rodziców i nauczycieli) a także ekspertów (administrację szkolną, naukowców, działaczy społecznych, ekspertów RPO).
Mamy więc do czynienia z pomówieniem czynionym bez uzasadnienia – i chyba bez uważnej lektury materiałów akcji #zadaNIEdomowe. Z tekstu artykułu wynika raczej, że autorka tego celu nie zrozumiała, bo – powtórzmy – akcja nie nawołuje do zniesienia prac domowych. Padająca następnie sugestia, że chodzi o autopromocję, jest o tyle śmieszna, że Rzecznik Praw Obywatelskich promocji naprawdę nie potrzebuje…
Dalej autorka maluje potencjalnie katastroficzne następstwa zniesienia (delegalizacji?) prac domowych. Można by z tym „krajobrazem po klęsce” polemizować, ale nie ma takiej potrzeby, skoro (powtarzamy) celem inicjatorów nie jest wcale walka z pracami domowymi, a jedynie promowanie dialogu wspólnot szkolnych dla wypracowania swoich własnych rozwiązań. Gdyby autorka tej krytyki była czynną nauczycielką, mogłaby swoje argumenty spożytkować w trakcie szkolnej debaty na temat prac domowych, by wytłumaczyć uczniom, czemu powinni je bez żadnych dyskusji odrabiać…
„Medialni liderzy walki z pracami domowymi chcą też z nimi walczyć przez odwoływanie się do kuratoryjnej biurokracji”
Fragment ten świadczy że pani Żuber-Zielicz konsekwentnie utożsamia akcję #zadaNIEdomowe z rozmaitymi próbami walki z pracami domowymi – niestety, ponieważ zabrakło tego rozróżnienia, czytelnik jej tekstu odniesie błędne wrażenie co do naszej propozycji.
Po trzech stronach tyleż mocnych, co źle wycelowanych ataków… nagle jednak okazuje się, że autorka krytyki wie, na czym polega propozycja akcji #zadaNIEdomowe. Mimo to świadomie wrzuca je jednak do jednego worka z inicjatywami rodziców, dążących do całkowitego zniesienia obowiązku odrabiania prac domowych. To brzydki chwyt poniżej pasa. Dowód?
„Na 8 stronach wypełnionych głównie edytorskimi ozdobnikami, znalazły się dobre rady dla zainteresowanych, które dają się sprowadzić do dwóch zdań:
- Rozmawiajcie i dyskutujcie w szkołach o pracach domowych w gronie rodziców, nauczycieli i uczniów.
- Wpiszcie kwestie związane z pracami domowymi w możliwie wiele szkolnych dokumentów.”
I tu, pomijając złośliwość (opinie psychologów i specjalistów edukacyjnych oraz wyniki badań określane są mianem „edytorskich ozdobników”) – dochodzimy do sedna. Okazuje się, że dialog nie jest wskazanym elementem szkolnej atmosfery wychowawczej. „Dzieci i ryby głosu nie mają”, uczniowie mają bez dyskusji wykonywać polecenia nauczyciela – aha, to właśnie to jest ważne! Dlatego akcję dającą uczniom głos trzeba wyszydzić! Smutne, chociaż zrozumiałe, bo wszyscy dorastaliśmy w takim właśnie świecie i do niego przywykliśmy. Na szczęście istnieje coś takiego, jak postęp, również w kulturze społecznej i edukacyjnej. Dlatego warto rozmawiać, warto otwierać się na oczekiwania zarówno nauczycieli, jak i uczniów i rodziców… Warto wspólnie uzgadniać zasady funkcjonowania szkoły, podważać rutynowe rozwiązania i obowiązujące od lat utarte schematy. To jest właśnie ważne przesłanie autorów akcji #zadaNIEdomowe, a nie autopromocja, której nie potrzebują.
„Bardzo wielu uczniów (i ich rodziców) nabierze przekonania (lub się w nim umocni!), że szkolna nauka to nie jest coś, co uczeń robi przede wszystkim dla siebie(!) w perspektywie aktualnego i przyszłego funkcjonowania w społeczeństwie, tylko pańszczyzna na rzecz szkoły i nauczyciela”
Teza, która pojawia się na końcu artykułu, domaga się rozwinięcia, o które panią Żuber- Zielicz serdecznie prosimy. W jaki sposób na skutek otwarcia szkolnej debaty, w której uczniowie, nauczyciele i rodzice mają szansę wyartykułować swoje oczekiwania, zastrzeżenia i wspólnie wypracować stosowne wewnątrzszkolne rozwiązania, uczniowie „nabiorą przekonania, że szkolna nauka to pańszczyzna na rzecz szkoły i nauczyciela”? W przekonaniu tym utwierdzą się raczej, przyjmując wezwanie naszej oponentki: “Dość rozmów o pracach domowych…! Nie słuchajcie Rzecznika Praw Obywatelskich, który został zapewne zwiedziony przez elementy poszukujące autopromocji. #zadaNIEdomowe wzywa do rozmów? Ależ nie tędy droga!”
Czyżby?
Red. Zofia Grudzińska