Jako odpowiedzialni Obywatele dla Edukacji pragniemy głosować świadomie, dlatego przed podjęciem decyzji analizujemy programy wyborcze poszczególnych partii. W dokumencie przedstawionym przez Prawo i Sprawiedliwość natknęliśmy się wszakże na orzech trudny, o ile nie niemożliwy, do zgryzienia. Chodzi o podstawy programowe…
PiS jest autorem „reformy”, która w ciągu trzech ostatnich lat dosłownie przeorała oświatę. Gwoli ścisłości należy zastrzec, że trudno przewidzieć, jakie będą ostateczne plony, zbierane przy okazji pierwszych matur i uzyskania świadectw ukończenia edukacji przez absolwentów szkół tzw. branżowych.
Kilka lat temu większość społeczeństwa sprzyjała „reformie”, prowadzonej pod szyldem likwidacji gimnazjów. Nawiasem mówiąc, procent zwolenników malał w miarę zbliżania się do Godziny Zero, a większościowy był w najstarszej grupie wiekowej, której problem najmniej dotyczy. Przeciętny obywatel nie wnikał we wszystkie konsekwencje manewru – na przykład w to, że reorganizacja dała okazję do zmiany podstaw programowych. Eksperci wiedzieli i ostrzegali. Dla rodziców bieżące skutki stały się jasne dopiero wtedy, gdy ich dzieci rozpoczęły naukę „wedle nowego”. Najokrutniej, niestety, zmiany dały się we znaki dzieciom i młodzieży. Nieznośnie przeładowane podstawy programowe stały się, jak nigdy przedtem, tematem publicznym.
Podstawa w programie wyborczym
Stratedzy PiSu zauważyli ten trend i pospieszyli naprawić bałagan, jaki sami spowodowali. Uczynili to wszak z wdziękiem słoni w składzie porcelany. Na stronie 131 dokumentu wykładającego program na kolejną kadencję czytamy zatem:
„Nowa podstawa programowa, która określa treści nauczania, różni się od dawnego „minimum programowego”, ponieważ określa maksimum treści, pozostawiając nauczycielowi możliwość dostosowania ich do potrzeb i zdolności uczniów. Kończy się w ten sposób epoka „równania w dół”, a program dostosowany jest do możliwości zdolnych uczniów”.
Nie sposób nie docenić kunsztu, z jakim autorzy dokumentu dają wyraz tradycyjnej fiksacji swoich partyjnych szefów na narracji „odchodzenia od pedagogiki wstydu” czyli „wstawania z kolan”. Okazuje się, że dotychczas podstaw programowa była narzędziem gnojenia zdolnych małoletnich suwerenów, którzy w szkole ostatniego dwudziestolecia byli równani w dół. Poczułam się jak wybranka losu. Moja nauka przebiegała w epoce PRL-u. Wtedy nie było jeszcze podstawy programowej, więc zapewne nikt mnie w dół nie równał…
Po tej malej dygresji pora na obiecaną zagadkę wyborczą
Zagadki część pierwsza
Nie sposób jednoznacznie stwierdzić, czy fragment odnosi się do tego, co już zostało wprowadzone (czyli podstaw obowiązujących od dwóch lat), czy też jest obietnicą wyborczą. Użyto bowiem czasu teraźniejszego. Programy wyborcze są raczej formułowane w czasie przyszłym, jak kolejne zdania tego samego akapitu:
„Uczniowie zdobędą umiejętności krytycznego i logicznego myślenia, szukania samodzielnych rozwiązań, argumentowania swoich wypowiedzi. Nabędą umiejętność współpracy i komunikacji w grupie. Odejdziemy od testowego sprawdzania wiedzy, a zadania otwarte, wymagające samodzielnego myślenia, będą odgrywały większą rolę na egzaminach”.
Oto więc pierwsza część zagadki przed-wyborczej. Jeśli bowiem uznamy, że program w części odnoszącej się do podstawy programowej zawiera obietnicę jakiejkolwiek zmiany – możemy się po wyborach dowiedzieć, że próżno takowej oczekujemy, jesteśmy zapewne produktem edukacji gimnazjalnej, niedoukami, którzy nie rozróżniają znaczenia podstawowych czasów gramatycznych. Mamy wtedy tylko jeden malutki problem. Opis teraźniejszości jest kłamliwy, sprzeczny z obowiązującym prawem oświatowym. W artykule 4 punkt 24 obowiązująca ustawa stanowi, iż podstawa programowa wychowania przedszkolnego lub kształcenia ogólnego to
„obowiązkowe zestawy celów kształcenia i treści nauczania, w tym umiejętności, opisane w formie ogólnych i szczegółowych wymagań dotyczących wiedzy i umiejętności, które powinien posiadać uczeń po zakończeniu określonego etapu edukacyjnego, oraz zadania wychowawczo-profilaktyczne szkoły, uwzględniane odpowiednio w programach wychowania przedszkolnego, programach nauczania i podczas realizacji zajęć z wychowawcą oraz umożliwiające ustalenie kryteriów ocen szkolnych i wymagań egzaminacyjnych, a także warunki i sposób realizacji tych podstaw programowych”.
Skoro podstawa zawiera obowiązkowe zestawy treści, nie bardzo wiadomo, jak je uznać za „maksimum”, z którego nauczyciel może samodzielnie cokolwiek eliminować, korzystając z „możliwości dostosowania ich do potrzeb i zdolności uczniów”. Również nie bardzo wiadomo, co ma zrobić uczeń, który nie dowie się w szkole o dacie Bitwy pod Grunwaldem lub o składzie chemicznym kwasu siarkowego (bo nauczyciel dostosował…), ale znajdzie pytanie wymagające tej wiedzy w arkuszu egzaminacyjnym zatwierdzonym przez Centralną Komisję Egzaminacyjną, której zapis ustawowo zapewnia „ustalenie […] wymagań egzaminacyjnych”. Już sobie wyobrażam te pozwy do Trybunału w Strasburgu, nb. bezapelacyjnie wygrane przez obywateli.
Przyjęcie więc kryterium zgodności gramatycznej prowadzi do smutnej refleksji, że Prawo i Sprawiedliwość kłamie w opisie rzeczywistości. Ale być może jest to wyłącznie obietnica wyborcza?
Zagadki część druga
Przejdźmy do drugiej części wyborczej zagadki i przeanalizujmy ten wariant. Jeśli przedłużymy PiS-owi mandat do rządzenia edukacją, treści zawarte w podstawie obowiązującej od 2017 roku przestaną być „obowiązujące”, staną się bowiem „maksimum” (a więc przeznaczonymi dla najzdolniejszych). Przydział do klas nie może się odbywać na podstawie wyników testu inteligencji (byłaby to dyskryminacja zabroniona chociażby przez Konstytucję). A zatem w jednej klasie, jak zawsze, znajdą się uczniowie zdolni i mniej zdolni. Jak będzie wyglądać nauka? Nauczyciel powie Kaziowi, żeby czytał wszystkie strony podręcznika, podczas gdy Felek może ograniczyć się do zapamiętania tytułu rozdziału? A może uczniowie usiądą w odpowiednio dobranych grupach? A może nauczyciel będzie niektóre części wykładu szeptał do niektórych tylko uszu? To ci dopiero „koniec epoki równania w dół”! Już sobie wyobrażam, jak wspaniale poczują się uczniowie… wszyscy: zarówno ci, którzy dowiedzą się, że niektóre treści nie są na ich inteligencję, jak i ci, którzy dostaną więcej pracy. Oczywiście taki system nie będzie sprzeczny z konstytucyjnym zakazem dyskryminacji…
A na egzaminach każdy uczeń odbierze swój zindywidualizowany arkusz zadań. Znajdzie się w nim może zadanie, znane z niespecjalnie żartobliwej (bo bliskiej rzeczywistości) anegdoty: „Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty.” Pytanie dla niektórych będzie brzmiało: „Ile zarobił drwal?” A inni przeczytają polecenie: „pokoloruj drwala”…
Zofia Grudzińska
PS. Po uważnej analizie analizowanego fragmentu programu wyborczego partii Prawo i Sprawiedliwość podjęłam odpowiedzialną decyzję wyborczą. Czego i państwu życzę…