Grozi nam powrót do PRL-u w najgorszym wydaniu. Jeśli nie zaczniemy protestować już teraz. Wszyscy razem – rodzice i nauczyciele.
Jak ofiara staje się sprawcą
Zacznę nieco „w bok od tematu”. Jest niekwestionowanym faktem, że wśród sprawców przemocy wobec dzieci i molestowania wielu ma za sobą takie same doświadczenia z dzieciństwa. Ujawnione w sądach, takie okoliczności mogą rzucać światło na mechanizm przenoszenia przemocy przez pokolenia, ale nie stanowią podstawy do złagodzenia wyroku za zbrodnię dokonaną tu-i teraz.
Czemu o tym przypominam? Bo szykuje nam się powrót do niechlubnej przeszłości z czasów komuny, sterowany rękami dawnych ofiar…
Pamiętamy
Jest wśród nas jeszcze dość liczne grono osób, które uczyli się w „szkole PRL-u”. My pamiętamy, że nawet jako maluchy wiedzieliśmy i wiedziałyśmy, że funkcjonujemy w podwójnej rzeczywistości.
Że są sprawy, o których w szkole mówić nie wolno: mój tata walczył w „Parasolu”, a AK było wtedy na cenzurowanym, więc wara o tym mówić komukolwiek poza domem.
Że można dostać „wilczy bilet” za działania antyrządowe. Tacy niepokorni nie kończyli liceum, zamiast studiów czekało na nich wojsko, z odpowiednim wpisem w aktach, żeby przełożeni mogli zadbać o resocjalizację rekruta.
Że można było sprawić wielkie kłopoty rodzicom, gdyby się dziecku wymknęło, że w domu rozbrzmiewa Radio Wolna Europa – mogli nie tylko stracić pracę, ale i zostać aresztowani.
Że wiele z tego, czego nas uczą, to nieprawda, ale prawdziwe narracje są zabronione i możemy co najwyżej spytać zaufanych starszych, ale podane fakty trzymać w tajemnicy, nawet przed rówieśnikami. W szkole dowiadywaliśmy się, że w Katyniu mordlowali Niemcy. „W Ameryce bieda, Murzyni chodzą bez butów”, chociaż niektórzy koledzy też mieli tylko jedną parę. „Sowieccy sportowcy są najlepsi”, chociaż faszerowano ich sterydami, a Kim Ir Sen urządził w Korei Północnej raj na ziemi.
Nie chcę dla dzieci, które urodziły się w wolnej Polsce, powrotu do tych czasów.
Niestety chce tego obecna władza.
Haniebne, że nie mogą się tłumaczyć nieświadomością, do czego nas prowadzą – bo ci, którzy obecnie są u steru, byli naszymi kolegami szkolnymi i równie dobrze pamiętają tamte czasy.
O czym piszę?
O proponowanych zmianach w prawie oświatowym. Tekst, który pojawiły się na stronie KPRM, stanowi zapowiedź projektu, który zgodnie z zamieszczoną poniżej informacją ma wejść w tryby sejmowe w II kwartale 2021 roku (czyli właśnie teraz). LINK DO STRONYW podlinkowanym tekście sformułowanie „nadzór pedagogiczny” należy tłumaczyć jako „kurator”. Przypominamy, że zgodnie z rozporządzeniem z grudnia 2015 roku – pierwszym krokiem PiSu w obszarze zmian prawa oświatowego – kurator jest bezpośrednio zależny od ministra edukacji, a więc jest nie tyle realizatorem dobra edukacyjnego, co poleceń politycznych rządzącej partii.
Nadchodzi przerażające nowe
A o co chodzi? W zasadzie o to, że władza przejmie całkowitą kontrolę nad składem personelu pedagogicznego, od dyrektorów poczynając. Nauczyciele i dyrektorzy, którzy nie uznają oficjalnej narracji rządu i partii PiS, szybko będą mogli pożegnać się z pracą. Dotychczas dyrektorzy mogli chronić nauczycieli, a samorządy miały realny wpływ na obsadę dyrektorów prowadzonych przez siebie szkół. Dlatego nauczyciel, który ośmielił się mówić o równości osób hetero- i homoseksualnych, miał duże szanse, że nie straci pracy. Dyrektor, który stanął po stronie rodziców protestujących wobec niepedagogicznego zachowania katechety, czuł się stosunkowo bezpieczny.
Obecnie może być inaczej.
Po pierwsze, jeśli dyrektor zrobi cokolwiek, co się nie spodoba kuratorowi, po dwóch tygodniach oczekiwania organ prowadzący dostanie wniosek o odwołanie „bez wypowiedzenia” (czytaj: z dnia na dzień). Formalnie to jest „określenie sposobu postępowania organu sprawującego nadzór pedagogiczny w sytuacji nierealizowania przez dyrektora szkoły lub placówki zaleceń wydanych w wyniku czynności nadzoru pedagogicznego, w tym konsekwencji uchylania się od realizacji zaleceń”. Do czynów, którymi się może narazić, należy też odmowa zwolnienia nauczyciela…
A gdyby samorząd („organ prowadzący”) nie chciał spełnić żądania („zalecenia”) kuratora? Otóż jeśli nie uczyni tego w ciągu 14 kolejnych dni, z automatu „wygaśnie powierzenie stanowiska dyrektora szkoły lub placówki”. Pozamiatane. W projekcie nie ma ani słowa o ewentualnej ścieżce odwoławczej…
Po drugie, jeśli samorząd powołuje dyrektora bez konieczności przeprowadzenia konkursu (bo np. nikt się do konkursu nie zgłosił), to będzie musiał poprosić kuratora o zgodę na swojego kandydata – „wprowadzenie konieczności uzyskania pozytywnej opinii organu sprawującego nadzór pedagogiczny”. Kuratorzy zaś raczej nie zgodzą się na osobę, która nie realizuje oficjalnej linii – uwielbienia dla dyktatu Kościoła i fałszowanej historii, nienawiści do LGBT, nietolerancji dla „obcych”, cichego poparcia dla przemocy w rodzinie.
Po trzecie, jeśli dyrektor jest wybierany w procedurze konkursowej, to dotychczasowy skład komisji, zapewniający równowagę liczbową między samorządem a kuratorium, ulegnie zmianie na korzyść kuratorium: będzie miało pięć głosów, nawet, jeśli powoła do bezpośredniego udziału w komisji tylko trzy osoby. Samorząd będzie miał trzy głosy, a rodzice i związki po jednym (chociaż mogą wystawiać do komisji po dwie osoby). Czyli przedstawiciel kuratora przyniesie „głosy w teczce” – to dopiero powtórka z PRL-U! Dodatkowo, związki zawodowe będzie można wymiksować, bo planuje się możliwość uznania legalności komisji czteroosobowej – z przedstawicielami kuratorium, samorządu i rodziców/rady pedagogicznej.
Po czwarte, dotychczas szkoły tzw. niepubliczne cieszyły się większą wolnością od kuratoryjnego kagańca. Trzeba z tym skończyć! Dyrektorzy szkół niepublicznych są poddani tym samym rygorom: „wprowadza się możliwość wydania przez organ sprawujący nadzór pedagogiczny osobie prowadzącej niepubliczną szkołę lub placówkę polecenia niezwłocznego umożliwienia wykonania czynności z zakresu nadzoru pedagogicznego w szkole lub placówce oraz określa konsekwencje wynikające z braku realizacji tego polecenia” – a te konsekwencje to „wykreślenie z ewidencji danej szkoły lub placówki” (czyli utrata statusu szkoły, z prawem do przeprowadzania egzaminów i do subwencji oświatowej).
Po piąte, trzeba zabrać organowi prowadzącemu szkołę możliwość wystawiania pozytywnej oceny dyrektorowi, o którym kurator ma inne (złe) zdanie. Jeśli oba organy nie uzgodnią oceny, „rozstrzygnięcie w tej sprawie podejmie odpowiednio organ sprawujący nadzór pedagogiczny albo kurator oświaty”. A więc już nawet jawnie jednoosobowo… Przypomnieć warto, że negatywna ocena skutkuje odwołaniem bez wypowiedzenia (patrz: „po pierwsze”).
Po szóste: aby jakakolwiek organizacja mogła wejść z działaniami na teren szkoły, nie wystarczy wola rodziców i zgoda dyrektora. Wymagana jest zgoda kuratora, który ma dwa miesiące na rozmyślanie (pytanie do ministra), bo dyrektor „nie później niż na dwa miesiące przed rozpoczęciem zajęć, będzie przekazywał kuratorowi […] materiały wykorzystywane do realizacji programu zajęć”. Koniec z edukatorami seksualnymi, koniec z organizacjami promującymi równość, witaj Ordo Juris! Być może koniec również z neutralnymi programowo fundacjami np. artystycznymi, którzy poprzez popieranie walki o Konstytucję znaleźli się na ministerialnej czarnej liście, albo z kółkiem literackim, bo w materiałach nie ma dostatecznej liczby cytatów z twórczości Karola Wojtyły.
Jawna przemoc polityczna
Wcale nie ukrytą agendę proponowanych zmian wyjaśniają pierwsze zdania Projektu ustawy:
„Konstytucyjnym obowiązkiem władz publicznych jest zapewnienie obywatelom powszechnego i równego dostępu do wykształcenia. W ustawie zasadniczej została dostrzeżona waga nadzoru pedagogicznego nad szkołami oraz potrzeba ustawowego określenia jego zasad”.
Mówiąc wprost: to nie obywatele i obywatelki decydują o tym, czy edukacja ich dzieci jest realizowana w duchu powszechnego i równego dostępu. O tym, drodzy Państwo, decyduje jednoosobowo kurator, powołany przez ministra, który realizuje wytyczne centrali partyjnej.
Witaj PRL! Dawno cię u nas nie było, ale jesteś coraz bliżej!
A wiecie, co we mnie budzi największy smutek? Fakt, że ten los szykują nam ludzie, którzy sami doświadczyli ohydy politycznej przemocy. Pamiętajmy, że nic ich nie usprawiedliwia, dlatego niech wiedzą, że zostaną kiedyś rozliczeni z krzywd, jakie teraz czynią naszym dzieciom!
Zofia Grudzińska