Pani Minister (znowu) kłamie

W czwartek 12 stycznia redaktor Pospieszalski już po raz drugi w okresie zaledwie dwóch miesięcy poświęcił swój program „Warto rozmawiać” tematowi edukacji. W poprzednim wydaniu gościł wiceminister Kopeć, tym razem obecnością zaszczyciła sama pani Zalewska, by widzom jasno wyłożyć błędy, jakich dopuszczają się krytycy edukacyjnej „deformy”.

Niestety specjalistką od błędów okazała się właśnie minister Zalewska.

Jeżeli nie celowa propaganda, tylko zwykła ignorancja, to biada krajowi, który ma takich ministrów. Bowiem:

1) Już w pierwszym zdaniu p. Zalewska mówi, że teraz będą szkoły zawodowe, „których nie ma” (??) i że „każda szkoła podstawowa w dowolnym miejscu Polski będzie taką samą szkoła, z tymi samymi możliwościami”. Czyżby w dawnym systemie nie było szkół podstawowych o lepszej czy gorszej opinii? Były, doskonale to pamiętamy. A w jaki sposób zamiana reorganizacja systemu ma odczarować rzeczywistość i spowodować, że wszyscy będą równi? Nam to obiecywali komuniści.

2) Kolejne zdanie i kolejna wpadka: mamy „gimnazjum czteroletnie i półtoraroczny kurs przygotowujący do matury”. Pani minister! Obejmując urząd, powinna się pani była zapoznać ze strukturą systemu oświaty: sześcioletni cykl nauczania ponadpodstawowego, z obszernym, czteroletnim programem kształcenia ogólnego i dwuletnim okresem, w którym uczeń ma możliwość sam kształtować profil nauczania – ten przywilej wybierania jest zdobyczą nowoczesnej edukacji i triumfuje na całym świecie. Nie pojmuję, cóż jest takiego złego w powtarzanym jak mantra oskarżeniu, ze „licea przygotowują do matury”. A do czego mają przygotować? Do konkursu piękności?

3) Następne zastanawiające sformułowanie: pani minister ma „dokładne szacunki” że Polacy wydali na korepetycje cztery miliardy złotych. Nieprawda.. Takich danych nigdzie nie ma. I kolejna manipulacja: usiłuje się nam wmówić, że zmiana struktury szkół zlikwiduje konieczność korepetycji. Ja bym powiedziała, że doskonalenie nauczycieli i mniejsze klasy mogą na to wpłynąć – śladem doświadczeń krajów, w których faktycznie uczniowie w szkole dostają wszystko, czego im do szczęścia potrzeba, bo dokonano prawdziwej, a nie farbowanej i pozornej reformy.

4) „Osiemdziesiąt procent materiału jest realizowane po to, żeby przygotować się do ewentualnych egzaminów” – tak sądzi pani minister. Podstawowym założeniem zarówno poprzedniej, jak i tej Podstawy Programowej jest taki dobór treści, by na ich realizację nie potrzeba było wszystkich zajęć i tego właśnie dotyczy owe 80%. To realizacja koncepcji edukacji dostosowanej do potrzeb danej grupy uczniów – nauczyciel ma możliwość albo włączyć więcej treści, albo wybrane rozszerzyć. Dotychczasowa podstawa dawała nauczycielowi więcej możliwości, bo z założenia wystarczało 75% zajęć na jej zrealizowanie.

5) Dalej… sama już nie wiem, śmiać się czy płakać. Raczej to drugie. Pozostały czas ma być przeznaczony na projekty, „których dotąd nie było”. Informuję panią minister, że w sposób nieformalny nauczyciele stosowali metodę pracy projektowej od przynajmniej dwudziestu lat – choćby w mojej szkole, a sześć lat temu sformalizowano realizację projektów edukacyjnych na poziomie gimnazjalnym. Projekt był także obowiązkową metodą pracy na zajęciach z WOS w gimnazjum.

6) Teraz robi się „straszno”: minister, która była nauczycielką twierdzi, że LEPIEJ jest realizować nauczanie w klasie, „na lekcjach”, zamiast wychodzić z uczniami poza szkołę. Lepiej w ramach „projektu” pokazać uczniom fotki słynnych obrazów, niż zabrać ich do muzeum. Lepiej napisać, że w  pobliskim parku przydałyby się budki dla ptaków, niż samodzielnie je skonstruować i zawiesić i monitorować, jak prawdziwe ptaki z nich korzystają. Lepiej… nie, gorzej!  O wiele gorzej!

7) Kłamstwo numer ileś tam: w nowej podstawie programowej „o x godzin więcej fizyki itp.”. W obecnie obowiązującym systemie jest więcej godzin przyrody, czyli nauki interdyscyplinarnej (również zdobycz nowoczesnej edukacji, której obecny rząd nie lubi, bo wszystko, co nowoczesne, jest podejrzane) – niż godzin przywróconych oddzielnych przedmiotów. Wykazują to – na poziomie wczesnoszkolnej arytmetyki – nauczyciele przedmiotów ścisłych, analizując proponowaną podstawę programową. Nie wspominając już o ich merytorycznej anty-wartości. W Internecie bez problemu można znaleźć kopie krytycznych analiz publikowanych przez poważne środowiska naukowe i pedagogiczne.

8) Przeciwnicy reformy podobno zgadzają się ze wszystkim, z wyjątkiem wygaszenia gimnazjów. Ograniczę się do krótkiego stwierdzenia: jestem przeciwniczką tego, co pani minister nazywa „reformą”  i nie zgadzam się z większością zawartych w niej propozycji. Na życzenie przedstawię listę tysięcy osób wyrażających publicznie to samo zdanie.

9) Plusem narzuconych społeczeństwu zmian jest stworzenie „małej szkoły”. Hm, ośmioletnia jest mniejsza od sześcioletniej? Nie ma w zmienionej ustawie ani słowa o zmniejszeniu liczebności klas, chociaż pani Zalewska obiecuje, że będą one liczyć „około dwudziestu osób”. Proponuję tę wypowiedź dobrze zapamiętać. Czy słowa ministra, wygłoszone publicznie, mają moc prawną? Czy będzie można zaskarżyć rząd, jeśli dziecko trafi do większej klasy?

10) Kłamstwo do sześcianu: w grudniu 2015 roku rządzący zadecydowali, że dzieci będą się uczyć języka angielskiego w przedszkolu. „Wcześniej tego nie było”. To moi znajomi zapewne posyłali pociechy na Białoruś… Na czym jeszcze polega kłamstwo? Nowelizacja prawa z grudnia 2015 zadecydowała o opóźnieniu początku nauki o rok, a nie wcześniejszym jej rozpoczynaniu. Jednym tchem wspomina też pani minister, że „tak zadecydowało 80% Polaków”. Jak się domyślam, chodzi jej o to, że w 2016 roku 80% rodziców nie zdecydowało posłać sześcioletniego dziecka do szkoły. Ci rodzice – chociaż mieli pełne prawo tak uczynić – wcale nie zadecydowali, że ich pociecha wcześniej zacznie naukę języka obcego. Oni ten początek opóźnili!

11) „W każdej szkole będą od siódmej klasy dwa języki” – to nie nowość, teraz też tak jest.

12) Sam pan redaktor nie wytrzymał, kiedy pani Zalewska obiecała, że w przeciągu dwóch lat pojawi się szerokopasmowy Internet w każdej szkole i tablice multimedialne w każdej klasie. Pan Pospieszalski przerwał: „byłbym bardzo ostrożny z takimi obietnicami”. A ja tę obietnicę zapamiętam, bo w wiosce, w której mieszkam, nie ma żadnego łącza szerokopasmowego, więc szykuje nam się niezła inwestycja, z której każdy mieszkaniec skorzysta. Ciekawe, kto da pieniądze na doprowadzenie tych łączy na dystansie piętnastu kilometrów (u nas to raptem 500 tysięcy złotych, pytałam w gminie; gmina nie da, bo nie ma).

13) Nieprawdą jest, że po zgłoszeniu przez uczestników pierwszej tzw. debaty „Ekspertów Dobrej Zmiany” wzięto pod uwagę zastrzeżenia, dotyczące m.in. protokołowania przebiegu. W lipcu uzyskałam z Ministerstwa odpowiedź na zapytanie zadane w trybie dostępu do informacji publicznej, że „przebieg debat nie był utrwalany”.

14) Jedyne, co cieszy, to że pani minister wycofała się z bezpodstawnych twierdzeń, iż prowadzone w 2016 roku debaty były konsultacjami. Ale zaraz wypowiada kolejne kłamstwo: to nie była pierwsza publiczna debata o edukacji. Pierwsza naprawdę publiczna odbyła się w miesiącach od czerwca do sierpnia 2015 roku, podsumowana została na III Kongresie Edukacji (przebieg debat dostępny na stronie http://kongres.ibe.edu.pl/index.php/materialy) i w dokumencie końcowym Porozumienie dla Edukacji (dostępnym na stronie www.obywateledlaedukacji.org)

15) „Byliśmy z rodzicami podczas pracy nad projektem ustawy” – mówi pani Zalewska. Ja bym prosiła o konkretne dowody. Na razie mamy bardzo konkretne publiczne protesty rodziców. Nieprawda, że w proteście Zielonogórskiego Forum Rodziców uczestniczyło jedno gimnazjum – znacząca absencję zanotowano w trzech placówkach.

16) „My tylko mówimy o sieci szkół”. Nieprawda: zmiany w edukacji dotyczą wielu innych aspektów systemu.

Mogłabym polemizować z resztą twierdzeń wygłoszonych przez panią minister, ale w tym tekście obiecałam wyłącznie przegląd rozmijania się z faktami. I okazało się, że jest tego rozmijania się więcej, niż prawdy.

Więc skoro interlokutor wciąż mija się z prawda i ignoruje fakty, to czy naprawdę warto rozmawiać?

Zofia Grudzińska, ekspertka ruchu społecznego „Obywatele dla edukacji”